Jesień nastroiła mnie do zrobienia falafeli. Robię je nie pierwszy raz i zawsze budzą zachwyt, nawet wśród mięsożerców. Kiedy znalazłam na spacerze pierwszy kasztan i z czułością gładziłam jego lśniącą powierzchnię, przypomniały mi się złociste falafele. Z jednej strony chrupiące, a w środku aksamitne i puszyste. Zrobienie ich jest banalnie proste.
Sekretem dobrych falafeli jest sucha ciecierzyca, która powinna być namoczona przez kilka godzin w zimnej wodzie, najlepiej na całą noc. Z ciecierzycy ugotowanej lub ze słoika nie wyjdą i będą się rozpadać.
Składniki:
- 250 g suchej ciecierzycy
- 1 mała cebulka
- 2 -3 ząbki czosnku
- 3-4 łyżki drobno posiekanej pietruszki lub kolendry
- 1 łyżeczka mielonego kuminu
- 1 łyżeczka cynamonu
- 1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
- 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
- szczypta chili
- łyżeczka soli
- 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
- olej do smażenia
Jak to zrobić?
- namocz ciecierzycę w wodzie, najlepiej przez całą noc
- na drugi dzień opłucz i zmiel w maszynce do mięsa (razem z cebulą i
czosnkiem)
- zieleninę drobno posiekaj i dodaj do masy
- dodaj do masy pozostałe składniki i wszystko dobrze wymieszaj
- jeśli masa jest bardzo zwarta to możesz dodać 1 – 2 łyżki wody
- odstaw masę na 20 – 30 minut do lodówki
- po wyjęciu formuj kulki, które należy mocno ścisnąć aby się nie rozpadły
- uformowane kulki kładź na rozgrzany olej i smaż z obu stron 3-4 minuty
- po wyjęciu odsącz na papierowym ręczniku
Falafele powinny być chrupiące
a w środku delikatne i puszyste. Najlepiej smakują z humusem lub wegańskim
majonezem. Przepis na wegański majonez będzie w następnym poście. Muszę jeszcze dodać, że tym razem do falafeli nie dodałam zieleniny (szkoda) bowiem smakoszami były dzieci, które jak na razie nie tolerują wszystkiego co zielone w potrawach. Coś za coś.
Dawno mnie tu nie było ale myślę, że coś się zmieni. Serdeczne pozdrowienia dla odwiedzających.