Po
pierwsze aktywność fizyczna
Postępem cywilizacyjnym
jest wydłużanie się życia ludzkiego. Powód do dumy? Oczywiście, jeśli dodamy do
tego jakość życia. Tu należałoby za Aleksandrem Kamińskim powtórzyć : Dodajmy
życia do lat, a nie lat do życia. Na tle Europy sytuacja zdrowotna starszych Polaków
wypada źle. Dotyczy to zwłaszcza takich schorzeń jak nadciśnienie tętnicze,
zapalenie stawów, zawały, wrzody żołądka, udary mózgu. Generacja 50+ nie
wyróżnia się w Polsce zdrowym stylem życia, 1/3 mężczyzn i 1/5 kobiet pali
papierosy, nie prowadzi regularnej aktywności fizycznej, co przekłada się na
problemy z nadwagą i inne schorzenia.
Aktywność fizyczna to
zdrowie, lepsza jakość życia, samodzielność, większa możliwość decydowania o
sobie, to w końcu także uroda. Dla aktywności fizycznej nie ma wieku.
Oczywiście inaczej ćwiczy dziecko, inaczej nastolatek, a inaczej senior. Warto
czasem w tej materii zasięgnąć porady specjalisty, bo niewłaściwa aktywność
fizyczna też może wyrządzić szkody.
Droga młodzieży
blogowa, za niecałe czterdzieści lat co piąty Polak będzie seniorem. Jakim
będzie seniorem w dużej mierze pracuje na to już teraz.
Zadbaj
o kondycję fizyczną póki jeszcze na to czas!
Lepiej późno niż wcale
mówi stare porzekadło, można więc zacząć w każdym wieku. Jednak skoro na
potencjał zdrowia pracujemy od urodzenia to apel o kondycję fizyczną powinno
się już kierować do rodziców, dzieci i młodzieży. Aż serce mi załopotało z
radości kiedy usłyszałam o kampanii społecznej: AktywnaRodzina.org
czy też „Stop zwolnieniom z WF-u” (https://www.facebook.com/stopzwolnieniom), której patronują mistrzowie naszego sportu.
Kiedy byłam dzieckiem
nie było takich obiektów sportowych jak współcześnie. W podstawówce chodziłam
do szkoły gdzie nie było sali gimnastycznej, jednak na lekcje w-f ławki znikały w mig i
pojawiały się materace, ławeczki, skakanki, woreczki z pszenicą lub grochem na
głowę, worki do skakania, łyżka i ping-pong… oj można by tu było długo jeszcze
wymieniać proste sprzęty sportowe. Kiedy robiło się cieplej większość lekcji w-f
była na szkolnym boisku. Nikomu nawet do głowy nie wpadło aby starać się o
zwolnienie „ z włefu”. Po przyjściu do domu każdy starał się jak najszybciej
odrobić lekcje, bo czekały przecież „dwa ognie”, podchody, skakanka, guma,
„grzyb”, a w moim wypadku jeszcze piłka nożna. Tak! Piłka nożna! Miałam być
przecież chłopakiem, tata nie odpuścił i już w wieku przedszkolnym kupił mi
prawdziwą, skórzaną piłkę nożną. Nikt takiej nie miał, a ja dzięki temu już
wtedy mogłam „przebierać między” chłopakami (i to starszymi), a nawet ich trochę poustawiać.
Wiem, że pewne czasy
odeszły, ale to wcale nie znaczy, że mamy dzieci wpędzać w siedzący "popcornowy"
i "chipsowy" tryb życia. Zwłaszcza, że polskie dzieci tyją najszybciej w
Europie, tak wynika z najnowszego raportu UNICEF. W ciągu ostatniej dekady w Polsce
liczba dzieci z nadwagą podwoiła się. W Polsce aż 17 proc. dzieci w wieku 11, 13 i 15 lat ma nadwagę. Jest
to dwukrotne więcej niż dwa lata temu. Podkreślić należy, że tak duży wzrost
współczynnika nie wystąpił w żadnym z
badanych 29 państw. Na szczęście daleko nam jeszcze do Stanów Zjednoczonych,
gdzie blisko 30 proc. dzieci ma nadwagę, ale czemu nie brać wzoru z Holandii, gdzie problemy z wagą ma tylko około
8 proc. dzieci. Otyłe dzieci to chorzy dorośli, jest więc o co toczyć batalię
już teraz.
Im
więcej lat tym smutniej – czy tak musi być?
Jest takie sprawdzone
porzekadło: „łóżko jest przyjacielem młodości a wrogiem starości”.
Z wiekiem spowalnia się
metabolizm i można to już doskonale zauważyć około czterdziestki. Nie uważam,
że dopiero wtedy należy zacząć się ruszać, ale w młodym wieku ruchu jest
znacznie więcej, nawet jeśli nie korzystamy z siłowni i regularnego wysiłku
fizycznego. Gonimy na wysokich obrotach za wszystkim. Najpierw w szkole, na
studiach, potem za dziećmi, a kiedy one dorastają my ruszamy się coraz wolniej,
co wcale nie znaczy, że mniej pracujemy. Nasze ciało też się zmienia i aby
zachować sprężystość, jędrność, a przede wszystkim dobrą kondycję i zdrowie
musisz się ruszać.
Zawsze byłam aktywna,
dużo się ruszałam i byłam ciągle w biegu. Przy trójce dzieci, pracy zawodowej,
ciągle brakowało mi czasu, biegałam i najczęściej robiłam kilka możliwych do
wykonania czynności na raz. Muszę przyznać, że do czterdziestki nie ćwiczyłam
regularnie. Był jednak, rower, basen, zimą narty, a wieczorem zasypianie z
książką na nosie. Nie miałam też nigdy większych problemów z wagą. Kiedy jednak
przypatrywałam się rówieśniczkom z mojego otoczenia, które prowadziły
spokojniejszy tryb życia, zauważałam coraz bardziej wystające brzuchy,
zgrabione plecy, szersze biodra, a latem tzw. motylki na rękach. O nie,
myślałam wtedy, ja tak nie chcę! Jednak wiedziałam, że bez regularnych ćwiczeń
nie dam rady. Tak więc od czterdziestki ćwiczę i to z coraz większą
regularnością. Nawyk? Dziś mogę powiedzieć, że na szczęście tak!
Jak większość kobiet
dużo jeżdżę samochodem, ale już w pracy
wybieram drogę „dookoła” czyli tam gdzie dalej i więcej schodów. Windy też
raczej omijam z daleka. To są jednak przerywniki, nic nie zastąpi codziennej
aktywności fizycznej.
Aktywność
fizyczna to lepsza jakość życia – czyli jak ćwiczę
Najlepiej poszukaj takiej formy wysiłku, która
ci odpowiada, i którą polubisz, a wierz mi polubienie leży w głowie. Musisz też
skoordynować to z charakterem swojej pracy, obowiązkami, możliwościami.
Pewnie świetnie ćwiczy
się w grupie, bo grupa motywuje. Ja jednak nie mam zapędów stadnych, a że
charakter mojej pracy jest bardzo nieregularny w czasie, tzn. nie jest to praca
„od – do”, próbowałam znaleźć swój optymalny, codzienny trening. Stwierdziłam,
że skoro codziennie muszę zobaczyć wiadomości i jest to jakieś 30 min. to wcale
nie muszę siedzieć biernie przed telewizorem. Kupiłam sobie (tak go przynajmniej
nazywam) osobistego trenera. Jest piękny! Ma długie błyszczące ramiona, długie
zamaszyste nogi, mięciutkie wsparcie w okolicy brzucha i nazywam go my personal trainer.
Postawiłam go w pokoju dziennym (z boku) i po dwóch tygodniach już nikomu nie
przeszkadzał.
Cóż to za cudo?
Jest to urządzenie
określane mianem domowego „nordic
walking” (nie mylić z orbitkiem, ponoć bardzo źle działa na kręgosłup),
które właściwie ćwiczy prawie wszystkie części mojego ciała. Oglądam więc sobie
wiadomości i ruszam się tak jak lubię. Najczęściej na koniec „dokładam” do tego
jeszcze brzuszki na podłodze i trochę pompek i przysiadów na piłce
gimnastycznej.
Kolejnym moim „domowym
wsparciem” są gumy rozciągające (kupione w Rossmanie). Siedzisz sobie wtedy w
fotelu, a ręce lub nogi „pracują”. Jedną parę trzymam nawet przy komputerze i
naciągam ramiona kiedy zaczynają mnie boleć.
My kobiety musimy
uważać zwłaszcza na ręce, a w szczególności na ramiona. Tam szybko skóra się
starzeje i robią się tzw. motylki. Z tego właśnie powodu, nie odpowiadał mi
typowy rowerek treningowy: nogi pracowały a ręce nie. Próbowałam nawet
wymachiwać ciężarkami, ale jakoś to mnie nie zachwyciło.
Zgadzam się z tym, że
ruch na świeżym powietrzu jest niezastąpiony. Jestem gorącą zwolenniczką
szybkich spacerów, czy też lekkiego biegania. Chociaż to bardzo lubię, to
najczęściej przegrywam z pogodą i późną porą, natomiast mój personal trainer jest niezawodny. Muszę
jednak przyznać, że w tym roku po raz pierwszy wyznaczyłam sobie „trasę koło
domu”, wkładam wtedy dres, czapkę, okulary i robię sporo okrążeń tak aby było
przynajmniej 3-4 km. To nie jest bieg wyczynowy, lecz spokojny więcej niż
marsz. Organizm się dotlenia, uczę się racjonalnie oddychać, a ile pomysłów i
przemyśleń przychodzi wtedy do głowy. Teraz pracuję nad tym aby do takiego
biegania zmusić się wcześnie rano. Dobrze rozpocząć dzień od takiego
dotleniającego powera.
Wysiłkiem, a właściwie
przyjemnością, którą polecam jest basen. Tu dopiero ćwiczymy wszystkie mięśnie.
Rewelacyjne jest nie tylko pływanie ale gimnastyka w wodzie. Nawet jeśli
wchodzę do jacuzzi to nigdy tam biernie nie leżę. Szkoda mi czasu. Zawsze
macham nogami (świetne na brzuch i pośladki oraz uda) i nie zapominam o rękach.
Nie jestem super pływaczką, choć bez problemów pływam tzw. własnym stylem, a
najlepiej w słonej wodzie, która wręcz wypycha ciało ku górze. Nie jestem
jednak w stanie pływać na basenie przez pół godziny. Skoro już tam jestem to
zawsze robię sobie wodny aerobic. To jest prawdziwa dawka energii dla
wszystkich mięśni! Wybieram miejsce gdzie nikomu nie przeszkadzam, a woda sięga mi prawie pod szyję i ćwiczę w
wodzie. Najczęściej są to wymachy rąk i marsz z podskokami – jaka satysfakcja
nogi w wodzie bez problemu wędrują prawie pod brodę. Budzę zdziwienie? Tak. Zauważyłam
spojrzenia na sobie, ale też zobaczyłam, że niektóre kobiety zaczęły mnie
naśladować.
Zimą nie wyobrażam
sobie (przynajmniej na razie) kilku wypadów w góry na narty. Jest to prawdziwe
dotlenienie organizmu i wzmocnienie kondycji. Do tego jeszcze dochodzą
niezapomniane widoki, które radują oczy i duszę. Taka zima jest naprawdę
piękna.
Jakoś nigdy nie mogłam
przekonać się do jogi. Wiele o niej czytałam, zwłaszcza o jodze hormonalnej.
Kupiłam sobie nawet książkę na ten temat i nic. Widocznie to nie moja bajka.
Zawsze jednak na bieżąco śledzę nowinki w obszarze fitness i joggingu i
najczęściej coś z tego zakresu włączam do mojej aktywności fizycznej. Nigdy nie
jest tak, że odpowiada mi cały trening, a że jestem „kotem, który chodzi
własnymi ścieżkami” to wybieram to co lubię. Nie ma nic gorszego jak zmuszać
się do czegoś i robić wbrew sobie i swojemu ciału. Moje ćwiczenia też zmieniają
się wraz z wiekiem i problemami ze zdrowiem.
Jednak do tej pory do
moich niezawodnych ćwiczeń należą: „brzuszki”, „rowerek na plecach, ćwiczenia z
piłką treningową i my personal trainer. Muszę
przyznać, że co jakiś czas, aby nie popaść w rutynę, ulegam modzie tego
co jest na topie. Ćwiczyłam więc z Cindy Crawford, Jane Fondą, Mariolą Bojarską, a nawet Ewą Chodakowską. Na You
Tube można znaleźć całkiem niezłe filmiki z fitness. Naprawdę do wyboru i
koloru, a nawet według nastoju. Najgorsza jest rutyna, a ja zauważyłam, że
wchodzące mody działają na mnie mobilizująco i wnoszą nowe spojrzenie na aktywność fizyczną.
Uwierz mi, regularność
ćwiczeń leży w głowie i kiedy ją polubisz stanie się taką samą czynnością jak
codzienne mycie i inne zabiegi. Walcz o
kilogramy kiedy masz ich jeszcze mało do zrzucenia, dlatego zaprzyjaźnij się z
wagą łazienkową. Nigdy nie przekraczaj magicznej skali +3, natomiast +5 to już
ALARM! Im więcej tym trudniej i większe szkody dla zdrowia. Zauważ też, że im
więcej lat tym nagłe skoki wagi odbijają się niekorzystnie na jędrności naszej
skóry i na twarzy. U młodej dziewczyny twarz po dużej kuracji odchudzającej
pięknieje, a po czterdziestce smutek, smutek, bruzdy i zmarszczki. Przy nagłych
skokach wagi bez powodu warto zasięgnąć porady specjalisty. Może to być na
przykład niedoczynność tarczycy. Trochę wiem na ten temat, więc uczulam, że nic
się nie dzieje bez powodu, a organizm swój warto znać i obserwować oraz
zaprzyjaźnić się z nim. Jeśli nie masz budowy „szparaga”, to nie dąż za wszelką cenę do takiego wyglądu, szkoda życia, a jaki świat byłby nudny.
Nie myśl, że jestem jakąś fanatyczką, też
odpuszczam czasem i to najczęściej w sobotę lub inny gorszy dzień. Człowiek nie
jest przecież zaprogramowaną maszyną. Nie jestem chodzącym ideałem i do takiego
nie dążę i pewnie gdyby nie zwykłe kobiece grzeszki – a do moich należą
czekolada, szampan i bagietka – miałabym pewnie kilka kilogramów i centymetrów
mniej. Cóż jednak byłoby warte takie katownicze życie? Dlatego też moje motto
brzmi: żyj zdrowo lecz ze smakiem i papryczką chili – cokolwiek to znaczy – mam
nad tym kontrolę.
Moje
ulubione domowe sprzęty treningowe:
- rowerek treningowy „nordic walking”
- gumowa piłka treningowa
- gumy-hantle
- ciężarki
Mój przykładowy tygodniowy trening:
- poniedziałek - piątek: 30 min. domowy „nordic walking”, 200 brzuszków, 200 podskoków na piłce na siedząco z ciężarkami w rękach
- co drugi dzień 30 min. lekki bieg, najczęściej wieczorem
- jeden raz w tygodniu basen, 1 godzina
To jest tylko przykład, który najczęściej realizuję. Nie traktuję go jednak sztywno i zamieniam według upodobań i humoru. Zdarza się, że zamiast „nordic walking”, włączam film z You Tube i ćwiczę z którąś z gwiazd fitnessu.
Z nadzieją na poznanie Waszych sposobów na dobrą kondycję :)
Opublikowano na stronie: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/472/kobiecy-lifestyle-b-d-aktywna-women-s-lifestyle-be-active
Opublikowano na stronie: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/472/kobiecy-lifestyle-b-d-aktywna-women-s-lifestyle-be-active
Fajny i przydatny post. :) Też staram się jak najwięcej ruszać, także w wannie. :))
OdpowiedzUsuńFitness i rowerek obecnie! :) Nie dam się i nie przytyję zimą :D
OdpowiedzUsuńI understand why you look gorgeous in the photos ... Not only is style and elegance, it is also health and toning.
OdpowiedzUsuńJosep, at our age is a must ....
UsuńThanks for your kind words :)
Świetny post! Ja najbardziej lubię taniec i ruch na świeżym powietrzu, w tym chodzenie po górach :)
OdpowiedzUsuńĆwiczę na takiej samem piłce:)
OdpowiedzUsuńW 100% popieram :) Aktywność fizyczna plus uśmiech na twarzy to młodość :)
OdpowiedzUsuńAleś się rozpisała :D ale sama prawda :)
OdpowiedzUsuńHmmm, mój sposób? Interwały + bieganie :) jak nie mogę biegać to ćwiczę z keairą lashe taniec.
Pozdrawiam!
swiadomosc ze inni tak samo planuja przetrwac okres jsienno-zimowy napawa optymizmem:),popieram calkowicie, zlapalam bakcyla i mam nadzieje ze inni tez sie przekonaja ze ruch to zdrowie:)i wszystko zaczyna sie w glowie:)
OdpowiedzUsuńnie ma co siedziec i narzekac ze tu strzyka ,ze tam boli, rewelacyjny wpis moja droga :)Pozdrawiam serdecznie:)
Ja uwielbiam rower,choc taniec też dobry na ładne ciało:))
OdpowiedzUsuńAktywność fizyczna jest bardzo ważna i działa cuda. Ja chodzę na basen regularnie ale planuję powrócić do regularnych ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńKurczę, ja sobie tylko obiecuję że zacznę i wciąż odwlekam....
OdpowiedzUsuńGratuluję wytrwałości :)
swietny post! i potrzebny! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietny post, u mnie też będzie jutro o ruchu i sporcie...jesteś bardzo obowiązkowa, podziwiam...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz, bardzo wciąga:) ja uwielbiam sport i ćwiczę co dzień:)
OdpowiedzUsuńhttp://faa-fly.blogspot.com/
jestem strasznym leniem, aż mi wstyd. a dupa rośnie
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię rowerek treningowy ;)
OdpowiedzUsuńOoo, jak mogłam to ćwiczyłam, na razie niestety przerwa :)
OdpowiedzUsuńJa podziwiam takich ludzi jak TY:) dodaje do obserwowanych, może Ty też zechcesz obserwować mojego bloga www.femmfashion.blogspot.com
OdpowiedzUsuńja niestety nie mam motywacji:)
OdpowiedzUsuńZe mnie zbyt duży leń na to wszystko, ale podziwiam:)
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mogę się zmobilizować :)
OdpowiedzUsuńU mnie króluje zumba - dwa razy w tygodniu. A w listopadzie zamierzam dołożyć jeszcze basen, który tak polecasz. Poza tym raz w tygodniu staram się rozciągać przez pół godziny. To moje ulubione sporty. Czasem jeżdżę też na rowerze, ale jakoś wolę to robić w towarzystwie. Nie zawsze się znajduje. :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny post :) Ja akurat kocham jogę, ale jakoś twory typu "power yoga" czy "joga hormonalna" nie przemawiają do mnie :) Tak czy inaczej, dopiero na zajęciach z jogi dowiedziałam się, jaką krzywdę wcześniej robiłam kręgosłupowi podczas ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą- na moim osiedlu jest fantastyczny obiekt sportowy i jak jest ciepło, przychodzi tam mnóstwo młodych (i nie tylko) ludzi. Takich miejsc powinno być duuużo więcej, bo z tego co widzę- naprawdę się z tego korzysta :)
Jak najbardziej temat u mnie aktualny: walczę ze soba próbując wdrożyć regularne uprawianie sportu! nawet mi to wychodzi. Wieczorne bieganie jest fajne, ale trzeba uważac i dbac o to by być widocznym dla kierowców. mamy w rodzinie dramatyczny wypadek, gdy mlody chlopak został smiertelnie potrącony przez kierowcę, swego kolege na dodatek - biegał skrajem drogi i był niewidoczny dla kierowców.
OdpowiedzUsuń