czwartek, 18 lutego 2021

Faworki najlepsze

 




I przyszła pora na faworki. Jak ten czas mija i mija. Niedawno były święta, Nowy Rok, pandemiczny karnawał i już śledzik i Popielec. Przecież... był jeszcze tłusty czwartek i babcine pączki, a teraz pora na faworki. Wprawdzie przepis już po terminie ale mam nadzieję, że większość z was choć troszeczkę zrobiła, tak dla tradycji, aby choć trochę osłodzić ten covidowy czas.

Z faworkami wiąże się legenda, która  głosi, że powstanie faworków to czysty przypadek. Młody, nieuważny cukiernik miał przez przypadek wrzucić do rozgrzanego oleju wąski pasek ciasta na pączki. Później przyrządzano je z ciasta lanego i biszkoptowego, aż wreszcie z tak zwanego ciasta zbijanego, z którego dziś najczęściej robi się faworki.

Tu jeszcze muszę dodać, że nazwa pochodzi od francuskiego słowa in faveur czyli wstążeczka, niektórzy zaś twierdzą, że od poznańskiej piekarni z tradycją o nazwie Fawor.  Faworki mają tradycję nie tylko w Polsce ale i na Litwie i w Niemczech.

Zapraszam na moje, naprawdę najpyszniejsze


Składniki:


1 jajko
5 żółtek
płaska łyżka cukru pudru
400 g mąki
6 łyżek kwaśnej śmietany
łyżka spirytusu (można zamienić na ocet winny)
*dodatkowo olej lub smalec do smażenia i cukier puder do posypania

Jak to zrobić?
- ubij jajka i cukier puder
- dodaj pozostałe składniki i dobrze zagnieć ciasto tak aby było elastyczne
- włóż ciasto na 20-30 min. do lodówki
- podziel ciasto na mniejsze części i wałkuj cienko
- krój ciasto w paski a następnie w prostokąty lub romby
- na środku każdego zrób nacięcie, przewiń
- kładź faworki do nagrzanego do 180 stopni oleju
- smaż z każdej strony na złoto
- wyjmuj na ręcznik papierowy 
- po przełożeniu na tacę posyp cukrem pudrem


U mnie zawsze (jeszcze) małe rączki.








Miłego śledzika :) 






Piękna zima, gdzieś tam daleko na ośnieżonych polnych ścieżkach. Biegam, biegam a jakże z kijkami oczywiście.