sobota, 30 czerwca 2018

To już pół roku - 2018








Miałam okropną zimę. Nie wiem dlaczego ale moja chęć do czegokolwiek była na poziomie mniej niż jeden. Prawie odpuściłam basen i bieganie a na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy wręcz zmusiłam się do takiej aktywności. W pracy i w domu robiłam to co musiałam, bez większego entuzjazmu. Mój organizm domagał się ciepła, otulenia, a najlepiej snu niedźwiedzia lub borsuka.

Może też to było spowodowane tym, że pod koniec jesieni miałam dużo pomysłów i kreatywności. Cóż z tego, że fruwałam nad ziemią skoro obok siebie miałam prawie same wiedźmy. Same wiecie, że kobiety potrafią być cud-miód ale wiedźm pośród nas nie brakuje.

Kiedy pracuję i widzę efekty, zachwyt w oczach i konkretne rezultaty, to mnie uskrzydla, dodaje sił i wiary w to co robię. Jednak tak jak każdemu zdarza się, że wieją niepomyślne wiatry a nawet burze. Taka była właśnie moja zima. Ktoś podkradł mi kilka pomysłów, nie docenił i oszukał... Nie dało mi to wcale a wcale "kopa" do działania, a wręcz przeciwnie. Zaczęłam się zamykać jak ślimak w skorupie. Stałam się za to baczniejszym obserwatorem otoczenia, ludzkich zachowań, emocji i działań. Coraz częściej szeptałam do siebie - Nie wierzę, niemożliwe...

Wprawdzie miałam kilka zrywów, gdzie dałam z siebie wszystko i opłaciło się. Złożyłam ciekawy projekt, napisałam kilka wartościowych rzeczy (muszę je jeszcze dopieścić) i poznałam całkiem ciekawych ludzi. Jednak jeszcze w styczniu i lutym umierałam z zaziębnięcia i totalnej niemocy. 

Wraz z marcem powoli zaczęłam wracać do życia. Pierwsze poranne baseny, prawie regularny nordic walking, inne ćwiczenia na domowych przyrządach... zaczęłam się dotleniać i wracać do mojej równowagi. Tu jeszcze muszę dodać, że zima dodała mi + 3 . Nie wiem, może moje ciało potrzebowało się ogrzać jednak kiedy postawiłam przed sobą trzy jednokilowe torebki czegoś tam sypkiego, to powiedziałam do siebie: chcesz to dźwigać idiotko, nie szkoda ci kręgosłupa i stawów? Tak więc przyszedł marzec a ja powoli zaczęłam wracać do życia i mojej normalności.

Potem spadały kolejne kartki z kalendarza ....i ani się nie obejrzałam jak dobiega końca czerwiec. Muszę dodać, że w kwietniu zaczęłam realizować nowe hobby związane z pszczelarstwem. Moja fascynacja do pszczół trwa i z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu jak wiele muszę się jeszcze nauczyć.

Tak sobie myślę, że pięknie jest rano wstać i pobiegać w ogrodzie, pójść na basen albo najzwyczajniej wypić kawę lub imbirową wodę o poranku. 
To było bardzo trudne pół roku ale wiele się nauczyłam, a do wielu spraw nabrałam dystansu. Najlepszym nauczycielem jest życie, wyważony rozsądek, nieustająca wiara w ludzi...






Wyrosłam na łacinie więc tłumaczenie dla tych co jej nie mieli: Trzeba żyć dla innych, jeśli chcesz żyć z pożytkiem dla siebie.












 Co innego miłość, co innego namiętność...tak się zastanawiam







Zebrałam całe kosze, zrobiłam nalewki, syrop i naleśniki, teraz czekam na czarne owoce.