III.
Okres drugiej wojny światowej
1. Pobyt w Anglii i twórczość wojenna
„Dawniej śpiewały mu ryby w Ucayali, a teraz dookoła niego
głębinowe pociski w odmętach Atlantyku (…), bardzo dziwny był ten człowiek i
potrafił się przyjaźnić z mrówkojadami, pieścić kameleony. Ale, że przede
wszystkim był ciągle Polakiem, odczuwającym odpowiedzialność wobec dalekiej,
utraconej, Bóg wie na jak długo ojczyzny… Wojna zastała go na Tahiti. Mógł tam
od biedy przetrwać do końca zawieruchy, ale był nieszczęśliwy. Uciekł więc z
tego rajskiego ogrodu do Francji, by zgłosić się do polskich szeregów. Nie
darmo był Polakiem. Z tahitańskiego raju, gdzie noce są i dnie były jak bajka,
kobiety jak kwiaty, a kwiaty jak motyle wygnała go nieuleczalna polskość.”[1]Taką balladę stworzyła
Ludwika Ciechanowiecka (przebywając w Ameryce), publikując ją na łamach
polskiej prasy w Nowym Jorku.[2] Zaiste była to prawda.
Mógł przecież w tym wymarzonym od dzieciństwa raju spokojnie żyć i tworzyć. Tak
się jednak nie stało, a był to jego świadomy wybór. Chociaż było mu żal
egzotycznych ptaków, zwierząt, wymarzonej dżungli, pięknych dziewcząt, decyzja
była nieodwołalna. Moralny obowiązek i patriotyzm kazały wracać z tahitańskiego
raju do ojczyzny w potrzebie. Nawet gubernator Papeete, U którego Fiedler
zjawił się prosząc o wstawiennictwo w obawie, że na statku może zabraknąć
miejsca, popatrzył na niego jak na wariata. Któż to bowiem porzuca raj, aby
pakować się w sam środek ognia?
I tak na dobrą sprawę Fiedler wracał w nieznane. Nie mógł
bowiem w żadnym wypadku przewidzieć co go spotka w oblężonej Europie. Doszły go
słuchy, że generał Sikorski tworzy w Londynie oddziały Wojska Polskiego. Teraz
ten czterdziestopięcioletni porucznik rezerwy zamierzał popłynąć statkiem do
Francji i udać się d Ośrodka Rezerwowego Przeszkolenia Oficerów w Sables d’Or
des Pins.[3]
Odpływającego pisarza żegnały Tahitańskie dziewczęta, a wśród
nich miła sercu przyjaciółka Reri, która ciągle tęskniła za Warszawą, a
zwłaszcza za ukochanym Eugeniuszem Bodo, z którym jako główna bohaterka grała w
filmie: „Czarna Perła”. Po filmowej przygodzie wróciła w rodzinne strony, a jej
serce ciągle biło dla Gieńka. Teraz też prosiła Arkadego o przesłanie dla niego
pozdrowień.
Pisarz odpływał z zarzuconym na szyję przez Reri i dziewczęta
wieńcem z kwiatów tiarè. Według tamtejszych wierzeń, każdy kto chciał powrócić,
miał ów wieniec wrzucić do morza. Statek odpływał, palmowe gaje oddalały się, a
oczy pisarza stawały się coraz bardziej wilgotne, a zerwany nagle z szyi
naszyjnik wpadł do morza. Statek powoli zmieniał kierunek i płynął na północny
wschód, niosąc pisarza ku nowym wyzwaniom i nowemu przeznaczeniu.
Po upadku Francji Arkady Fiedler wraz z wojskiem polskim
udaje się do Londynu. Tam we wrześniu 1940 r. melduje się do głównodowodzącego
Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii, generała Władysława Sikorskiego.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że zamiast karabinem będzie walczył piórem. Pod
wpływek tamtejszej prasy, która w tym czasie dużo pisała na temat wyczynów
polskiego lotnictwa, a zwłaszcza Dywizjonu 303, postanawia napisać szerszą
relację na ten temat. Taki też rozkaz dostaje od generała Sikorskiego. Zostaje
więc skierowany na lotnisko w Northolt po Londynem, gdzie stacjonował Dywizjon.[4]
Jako człowiek szczery i otwarty szybko zaprzyjaźnił się z
lotnikami. Umie także słuchać, dlatego podniebni bohaterowie chętnie opowiadają
mu nie tylko o bitwach prowadzonych w powietrzu, ale także o swoich smutkach,
radościach, kłopotach. Dla Arkadego jest to kolejne nowe doświadczenie życiowe,
zostaje bowiem korespondentem wojennym. Nie uczestniczy w walkach, nie
obserwuje bezpośredniego starcia lotników z wrogiem, zbiera jednak materiał na
gorąco po podniebnej walce pilotów.
To doskonałe źródło informacji posłuży mu jako materiał do
literackiego przetworzenia i zaowocuje w postaci książki Dywizjon 303. W owych
ciężkich wojennych czasach zarówno dla Polaków w kraju jak i poza granicami,
przytaczając sienkiewiczowską maksymę można rzec, że była to książka pisana „ku
pokrzepieniu serc”. Pierwsze strony powstawały jeszcze podczas ostatniej fazy
Bitwy o Anglię, natomiast ostatnie, kilka tygodni później, kiedy niemieckie
bomby padały jeszcze na Londyn.
W jednym z wywiadów pisarz powie: „Wówczas trzeba było dać
świadectwo prawdzie. W 1940 r. pokonana została Francja, Niemcy szykowali się
do skoku przez kanał na Wyspy Brytyjskie, zapewne byli tacy, którzy zwątpili już
w ostateczny wynik II wojny. To właśnie była rola „Książki – żołnierza” (…).
Zaangażowanie naszych żołnierzy w walce, która decydowała o losach Europy – zaś
później , w jakimś sensie o losach II wojny światowej. Włąsnie dzięki udziałowi
w walce o Wyspy Brytyjskie nasi żołnierze mogli czynnie walczyć z Niemcami.
Byłem pośród nich.”[5]
Rzeczywiście Dywizjon
303 jest utworem pisanym pod
wrażeniem rozgrywających się wówczas wydarzeń i czytelnik może go odebrać jako
żywe i prawdziwe sprawozdanie z placu boju. Bardzo bliskie są polskiemu
czytelnikowi opisy, gdzie autor sięga do tradycji. „W każdym polskim lotniku
tkwiła mniej lub więcej fantazja lisowczyka, zagończyka, ułana. Cecha ta, jak
widać przydaje się znakomicie nawet pięć kilometrów ponad ziemią, gdzie Polacy
z powodzeniem wykonywali kawaleryjskie szarże, tylko że nie ponosił ich tam
jeden, lecz tysiąc koni.”[6]
Ciekawe były dzieje edytorskie tej książki. W Londynie
została bowiem wydana w 1942 r. w języku polskim i angielskim. Do okupowanej
Polski przerzucono ją samolotami i tam w 1943 r. ukazało się kilka wydań
podziemnych, które krążyły z rąk do rąk i czytane były z wielkim wzruszeniem.[7] Wspomnieć również należy,
że Dywizjon
303 w latach 1942-45 doczekał się sześciu wydań angielskich, dwóch
francuskich, jednego holenderskiego i portugalskiego.
W związku z pisaną przez Arkadego książką nie obyło się bez
afery, która swój epilog miała aż w oficerskim sądzie honorowym.[8] „Dywizjon 303 przysporzył
Fiedlerowi wielu wrogów, którzy nie mogli mu chyba wybaczyć tego, że pierwszy
wpadł na pomysł napisania o polskich lotnikach, uzyskując poparcie samego
generała Sikorskiego.. Nie mogli zrozumieć jak ktoś, kto nie brał
bezpośredniego udziału w walkach powietrznych mógł napisać coś tak
wiarygodnego.”[9]Także
po opublikowaniu prasie angielskiej pierwszych rozdziałów, rozległy się
protesty żołnierzy i dowódców z kampanii wrześniowej, którzy obawiali się o
swoje zasługi. Duży rozgłos wokół młodszych
kolegów – lotników sprawił, że rozpoczęto starania o przeniesienie
Fiedlera do Szkocji. Tam miałby pracować w Edynburgu dla „Dziennika Żołnierza”.
W taki sposób zostałby zerwany kontakt pisarza z dywizjonem, a tym samym
zostałaby przerwana praca nad książką. Aby do tego nie doszło musiał
interweniować sam minister informacji i dokumentacji profesor Kot, a generał
Sikorski musiał wydać powtórny rozkaz pozostanie Fiedlera w jednostce.[10] To jeszcze nie był koniec
kłopotów. W krótkim czasie na łamach „Polski Walczącej”, gdzie redaktorem był
Tymon Terlecki został opublikowany atak na Fiedlera. Autor artykułu kapitan
Janusz Meissner napisał, że książka będzie zapewne nie najwyższych lotów,
bowiem jej autor to człowiek, który z wojskiem nie miał nic wspólnego, a wręcz
go nie lubi. Autor artykułu został od razu potępiony przez dowództwo dywizjonu,
budząc zrozumiałe oburzenie, także wśród lotników.. Wkrótce została wniesiona
pierwsza skarga do sądu oficerskiego przez redaktora „Polski Walczącej”.
Przyczyniło się do tego zajście, które miało miejsce: „ Dnia 24 bieżącego
miesiąca (tj. października 1941 r…) o godzinie 17.00 przed posiedzeniem
plenarnym PEN – klubu polskiego w Sali Ogniska Polskiego w Londynie, %% Princes
Gate, por. Fiedler odmówił podania ręki ppor. Terleckiemu, gdy ten poszedł do
niego, aby mu się przedstawić.” Historia ta ciągnęła się prawie trzy lata w
Sądzie Honorowym dla Oficerów Starszych i Młodszych przy Sztabie Naczelnego
Wodza, a autor Dywizjony 303 zyskał dzięki temu jeszcze większy rozgłos, co
mu przysporzyło czytelników.[11] Ostatecznie jednak
Fiedler musiał przeprosić ppor. Tymona Terleckiego, bowiem obydwaj panowie byli
wówczas w mundurach. Dla Fiedlera najistotniejszy jednak był fakt, że jego
marzenia się spełniły i jego książka jako dokument bohaterstwa polskich
lotników poszła w świat i rozsławiła imię polskiego żołnierza. Natomiast dla
Polaków w kraju i na emigracji była prawdziwym antidotum „krzepiącym serca”,
stąd też często dopatrywano się analogii do sienkiewiczowskiej Trylogii.
Choć język Dywizjonu
zawiera szereg literackich metafor, a opisy są bardzo plastyczne, nie
pozbawione emocjonalnego i dramatycznego nastroju, to jednak bardziej „literacka”
wydaje się być książka Dziękuje ci kapitanie. Powstała ona
bowiem na bazie osobistych doświadczeń pisarza, który w latach 1942-43
przebywał na polskich statkach handlowych pływających w służbie angielskiej
marynarki wojennej na Atlantyku.[12] Tam bezpośrednio zetknął
się z ofiarnością, poświęceniem i odwagą polskich marynarzy. To z podziwu dla
nich powstała owa książka, ukazująca bohaterską walkę na dalekich niewidocznych
frontach, gdzie pływały statki alianckie. Tytułowe opowiadanie książki to jedno
z wielu autentycznych wydarzeń. Opowiada o tragicznym konwoju z początków
wojny, kiedy statki handlowe miały bardzo słabą osłonę, natomiast łodzie nieprzyjacielskie
grasowały jak stada wilków. Cała akcja ratowania rozbitków to pokazanie
niezwykłej ludzkiej solidarności i poświęcenia, gdzie nie myśli się o
niebezpieczeństwie, lecz o kolegach i o humanistycznym obowiązku wobec nich. Z
takich właśnie luźnych opowieści składa się książka Dziękuję ci kapitanie. Fiedler
żył wśród nich, przyjaźnił się z nimi tak samo jak z lotnikami z dywizjonu.
Umiał dostrzec ich odwagę, poświęcenie, ale także fantazję i spryt oraz wielki
patriotyzm. Dla tych ludzi morza statek był cząstką utraconej ojczyzny. Na
końcu sam autor snuje podsumowanie. „ Z takich błahych pozornie zdarzeń
składało się ich codzienne życie. Między dwoma ośrodkami pracy, mostkiem a
maszyną, rozwijał się szary sznur cichych, niepozornych wypadków, dzień w dzień
niemal tych samych, nieuchwytnych często w swej znikomości, rozciągniętych na
przestrzeni trzech tysięcy mil, zagubionych w okowach rutyny – wypadków nie
opromienionych nimbem wspaniałych bohaterów ani wrzawą i glorią bitewną.
Jedynym zwycięstwem tych ludzi było zwycięstwo doprowadzenia statku do portu
przeznaczenia.
A jednak gdy historia będzie pisała kronikę tych straszliwych
zapasów ludzkiej rasy, okaże się, że owi marynarze statków handlowych zasługują
na najwyższą chwałę i wdzięczność. Okaże się, że stoczyli bitwę jedną z
najbardziej decydujących w tej wojnie, bitwę o główne arterie świata, i że
wygrali ją dzięki przymiotom, za jakie ludzkość swym zasłużonym mężom stawia
pomniki.”[13]
Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w Londynie w 1944 r.
w języku polskim i natychmiast zostało przełożone na język angielski a zniknęło
z półek w przeciągu8 dwóch tygodni.[14]
Książki Dywizjon 303 i Dziękuje ci kapitanie,
ukazują odmienny styl pisarstwa Arkadego Fiedlera, do którego już autor więcej
nie powrócił. „Dwie pozycje, które obok książek Ksawerego Pruszyńskiego, Droga
wiodła przez Narwik oraz Janusza Meissnera Żądło Genowefy i L –
jak Lucy, na trwałe wpisały się
do utworów sławiących dzieje żołnierza polskiego na Zachodzie w latach wojny.[15]
Należy również wspomnieć, że owe dwie książki Fiedlera weszły
na stałe do kanonu lektur dla młodzieży szkolnej ze względu na wartości
poznawcze, wychowawcze i etyczne.
Podróżując na statkach handlowych Fiedler zwiedził między
innymi: Kanadę, Stany Zjednoczone, Gujanę i Brazylię. Był to bardzo pracowity
okres w jego życiu. Współpracował bowiem z wieloma czasopismami, gdzie
zamieszczał fragmenty powieści, nowel, reportaży. Z czasopism londyńskich były
to „Wiadomości Polskie”, „Britannia and Eve”, „Dziennik Polski”, „Dziennik
Polski i Dziennik Zołnierza”, „Nowa Polska”.[16] Oprócz tego publikował w
takich pismach jak „Skrzydła”, ukazujące się w Wielkiej Brytanii, „Droga i
Prawda”, która była dodatkiem do „Gońca Obozowego” ukazującego się w
Szwajcarii, a także w piśmie „W Drodze”, które ukazywało się w Jerozolimie.
Współpraca ta zaowocowała również wydaniem w tym trudnym
okresie takich książek jak Zwierzęta z lasu dziewiczego, Żarliwa wyspa
Beniowskiego, Radosny ptak drongo.[17]
W jednej z nich autor wspominając ojca pisze: „Gdy byłem mały
ojciec uczył mnie kochać nie tylko motyle i inne zwierzęce stwory. Twierdził,
że stateczni bankierzy, dyrektorzy i w ogóle ludzie wielkich afer nie zawsze
mieli rację. Natomiast potrzebniejsi byli ludzie szaleni i nieposkromieni. Oni
mieli częściej rację. Szaleńców trzeba było kochać. Tylko wielcy szaleńcy
stawali się bohaterami, wybijali nowe drogi dla ludzkości, tworzyli jaśniejsze światy
i zwyciężali.”[18]
- Drugie małżeństwo
i powrót do kraju
W życiu A. Fiedlera ważną rolę zawsze odgrywały kobiety.
Gdziekolwiek przebywał umiał dostrzec i docenić ich piękno, powab i czar.
Jednak tę najważniejszą towarzyszkę na całe dalsze życie znalazł podczas wojny
w Londynie. Snując tę historię można ją zacząć prawie jak bajkę. Bowiem pewnego
razu, kiedy przystojny Arkady spacerował ulicami miasta, zauważył piękną czarnooką
dziewczynę. Zauroczony jej urodą chciał zawrzeć bliższą znajomość. Zaczął więc
udawać zagubionego cudzoziemca, a tym samym podrywać dziewczynę. Piękna
nieznajoma okazała się Włoszką, pochodzącą spod Neapolu. Jej ojciec Elpidio
Maccariello, aby założyć własną firmę przeniósł się do Londynu.[19] Podczas podróży przez
ocean statek został storpedowany przez Niemców, a ojciec zmarł w wodzie z wycieńczenia.
Dziewczyna nazywała się Maria Maccariello i była młodsza od Arkadego o 28 lat.
Zaloty okazały się bardzo skuteczne, bowiem wkrótce doszło do ślubu. Chociaż
Maria nie znała ani słowa po polsku, to doskonale poradziła sobie z
przepisywaniem na maszynie notatki do Dywizjonu 303 . Języka polskiego
nauczyła się dopiero w Polsce, głównie czytając Żeromskiego. Jeszcze w Anglii
Fiedlerom urodziło się dwóch synów, w 1945 r. - Arkady, Radosław, a w 1947 r. -
Marek.
Arkady nie wyobrażał sobie życia na emigracji. Był jak ptak,
który musiał mieć swoje gniazdo, do którego wracał po trudach podróży. Ta
przystań mogła być dla niego tylko w ojczyźnie. Dlatego też pisarza wraca do
kraju w 1947 r. i kupuje to o czym zawsze marzył, dom w Puszczykówku pod
Poznaniem. Dom został kupiony na 25 rat, był jednak w nie najlepszym stanie i
wymagał gruntownego remontu. Istotne jednak było to, że dom był położony z dala
od miejskiego zgiełku i hałasu, wokoło rozpościerały się piękne lasy i
tajemnicza rzeka Warta.
„ W 1948 r. do Puszczykowa zjechała reszta rodziny pisarza –
żona (…) i ich dwaj synowie, wówczas
kilkuletnie szkraby – Arkady i Marek.”[20] Wszystko wydaje się
wyglądać jak najlepiej. Pisarz ma dom, szczęśliwa rodzinę. Jego książka Dziękuję ci kapitanie zostaje dopuszczona do bibliotek nauczycielskich. W zamyśle urodzonego podróżnika zaczynają się
rodzić kolejne egzotyczne podróże.
Jego żona Maria okazała się nie tylko piękną kobietą, ale
również wyrozumiałą żoną i matką. Dla swoich synów miała wiele ciepła, serca i
cierpliwości i często z przymrużeniem oka patrzyła na ich figle.. Jako
małżeństwo Arkady i Maria tworzyli niecodzienną parę i mimo różnicy wieku i
różnicy charakterów byli bardzo dobranym i zgodnym małżeństwem.
W 1956 r. urodził się Fiedlerom trzeci syn, którego nazwali
Maciej.[21] Kiedy dwaj młodsi synowie
podrośli, towarzyszyli ojcu w podróżach. Z czasem towarzyszkami podróży stały
się synowe Arkadego Fiedlera. Najmłodszy Maciej ukończył medycynę i na stałe
zamieszkał w Kanadzie, gdzie pracuje jako lekarz. Starszy syn Radosław ukończył
studium nauczycielskie, a Marek jest prawnikiem. Żaden z nich nie pracuje w
swoim zawodzie. Bracia Fiedlerowie są sąsiadami. W rodzinnym domu na parterze mieści się muzeum,
w wyższej części mieszka syn Marek z żoną i synami. Ich starszy syn został
nazwany Radosław a młodszy Marek. Arkady, Radosław Fiedler mieszka w tylnej
części ogrodu, w domu który został przebudowany z letniego bungalowu. Jest ojcem
bliźniaków – Arkadego i Diany. Synowie stoją na straży rodzinnej tradycji.
Podróżują, przywożą eksponaty i trzymają pieczę nad rodzinną schedą.
Żona Arkadego, Maria
uwielbiała włoską kuchnię i tę pasję podzielają synowie. Jej hobby był śpiew,
tak piękny, że dostała nawet propozycję występów w Operze poznańskiej.
Zrezygnowała jednak z kariery i zajęła się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci.
Miłość do muzyki pozostała jej na całe życie i często było słychać jej śpiew podczas
codziennej krzątaniny po domu. Maria zmarła w 1992 r. Spoczęła obok męża na
cmentarzu w Puszczykówku.[22]
[1]
A. Fiedler, Wiek męski… s. 249
[2]
Ibidem, s. 249
[3]
J. Ratajczak, Gdy Warta…, s.84
[4]
A. Fiedler, Dywizjon 303, S. 5
[5]
G. Zapłacińska, Dywizjon 303 – po raz dwudziesty, „Słowo Powszechne”, nr 172,
31.08.1983
[6]
A. Fiedler, Dywizjon…, s.19
[7]
R. Pietrzak, Literatura i podróże, „Trybuna Ludu”, nr 285, 28.11.1984
[8]
K. Suchan, Zapomniany pisarz, „Wiadomości Kulturalne”, nr 1,1.01.1995
[9]
Ibidem
[10]
J. Ratajczak, Gdy Warta…,s.90
[11]
Ibidem, s. 93
[12]
J. Mazurczyk, Thank you capt’n, „Głos Tygodnia”, nr 4, 25.01.1970
[13]
A. Fiedler, Dziękuję ci…. S. 147
[14]
Nowy słownik dla literatury dla dzieci i młodzieży, red. B Kuliczkowska i B.
Tylicka, WP, Warszawa 1984, s. 108
[15]
T. J. Zółciński, Podróżnik trzech kontynentów…
[16]
Współcześni polscy pisarze i badacze literatury, Słownik bibliograficzny…, s.
297
[17]
Ibidem, s. 295
[18]
A. Fiedler, Zwierzęta z lasu dziewiczego, Wyd. Poznańskie 1972, s. 136
[19]
G. Cius, Podróż rodzinna, „Dziennik Zachodni”, nr 50, 10-12.03. 1995
[20]
A. Tomiak, Dom pełen podróży, „Gazeta Poznańska”, nr 48, 26-27. 02.1994
[21]
Na podstawie rozmowy przeprowadzonej z Markiem Fiedlerem w dn. 17.12. 1996 r. w
Puszczkówku
[22]
Na podstawie rozmowy przeprowadzonej z Markiem Fiedlerm…
opublikowano: http://przepis-na-kobiete.pl/Artyku%C5%82y/643/podr-e-z-arkadym-fiedlerem-5-travels-with-arkady-fiedler
Fiedler bardzo mocno był w moim życiu, kiedy byłam nastolatką. Oczywiście, był pod postacią książek :) ekscytowałam się każdym jego słowem niemal, a książki pochłaniałam tak, jak teraz słodycze ;)
OdpowiedzUsuńAvo, chyba nie złożyłam Ci życzeń świątecznych - co mnie straszliwie zawstydza.... Może przyjmiesz takie poświąteczne? najsłodsze, najserdeczniejsze i z serca? :)
a nie :) sprawdziłam :) nie zapomniałam :)
Usuńno ale dobrych życzeń nigdy za wiele :****
Dziękuję, ja też o Tobie zawsze ciepło myślę :)
Usuńwzajemnie Avo :)
UsuńZabieram się za czytanie! :)
OdpowiedzUsuńdziękuję za wizytę u nas :***
OdpowiedzUsuńChwilowo brak czasu, ale jak tylko będzie to zabieram się za czytanie, na pewno dowiem się czegoś ciekawego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
mania1269.blogspot.com
W dzieciństwie przeczytałem więszość jego książek, a "Wyspę Robinsona" i "Orinoko" kilkakrotnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za życzenia :) Przyjmij i ode mnie wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku 2014. Całuję i gorąco pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWe just couldnt leave your website before saying that we really enjoyed the useful information you offer to your visitors Will be back soon to check up on new stuff you post!
OdpowiedzUsuńSea Horse shoe games
Jak tylko bede miec chwile,chetnie poczytam:))
OdpowiedzUsuńdziekuje za swiateczne zyczenia, mam nadzieje, ze porzadnie wypoczelas w swieta :)
OdpowiedzUsuńOdświeżyłaś mi pamięć o starym tytule-chodzi mi o "ryby"....;"dywizjon" czytałem jako lekturę;ale z tamtym okresem byłem związany z Alfredem Szklarskim i jego "Tomkiem" :-)
OdpowiedzUsuńMariuszu, "Tomki" to też była moja wielka miłość, przeczytałam wszystkie
UsuńOoooo...wspaniałe książki Arkadego...byłam w Puszczykowie, nie wiem czy dobrze pamiętam ale przewodnikiem był chyba jego wnuk. Pamiętam stare dęby i chmarę motyli, których już nie ma. Pozdrawiam Serdecznie:)))
OdpowiedzUsuń