czwartek, 13 czerwca 2013

Podróże z Arkadym Fiedlerem (3)





 

Tablica pamiątkowa znajdująca się przy wejściu do Muzeum w Puszczykowie



         3. Lata 1914 - 1919

„… Mnie los wyznaczył strażować  w oddali,
Kędy się klinem orne pole wdarło w głąb lasu.
Ogni nie było, nie było potrzeba,
Bo ogień wielki świecił z krańców nieba.”
A.      Fiedler


Chmury nad Europą gromadziły się od lat, dlatego też konflikt wojenny nadchodził jak nieunikniona katastrofa i wzbudzał przerażenie.

W 1914 r. Arkady znalazł się w armii niemieckiej, na kwaterze w Ardenach. Gospodarz, u którego nocował, gdy dowiedział się, że jest Polakiem pozwolił mu nawet przebywać w gościnnym pokoju. Dlatego też wieczorami mógł Arkady spokojnie zasiadać do tego co go pociągało od dzieciństwa – do pisania. Tam właśnie, z dala od rodzinnych stron powstaję kolejne części jego pierwszej powieści Preria. W pisaniu znajduje ucieczkę od twardego żołnierskiego życia. Tam tez podkochuje się w córce gospodarza, Odette, którą „umieszcza” na kartach swojej książki. Choć intencje miał dobre, to jednak początki zawsze bywają trudne. Bowiem kiedy Arkady wraca do rodzinnego Poznania i książka zostaje przedstawiona gronu przyjaciół ojca, spotyka się z prawdziwą kpiną. Złośliwi nawet wymyślili krótka rymowankę:

„Nie pisz Arkady
bo nie dasz rady.”[1]


Ojciec nie chcąc burzyć pisarskich zapędów syna, wydaje część powieści w swoim zakładzie poligraficznym. Budzi to oczywiste wzruszenie syna, a także jest bodźcem do dalszych marzeń literackich.

W 1915 r. dzięki staraniom przyjaciół zostaje Arkady wysłany na kurs sanitarny do Poznania. Po jego ukończeniu pracuje jako sanitariusz w pociągu przy transporcie rannych. Wraz z grupą kolegów tworzą zgraną paczkę, dlatego tez udaje im się uniknąć wysłania na front. W miarę możliwości stara się również pomagać rodakom. „Gdy przewoziliśmy żołnierzy Polaków, starałem się ulokować ich jak najgłębiej w Rzeszy, z dala od frontu.”[2] Jako żołnierz – sanitariusz podejmuje Arkady zaoczne studia polonistyczne nad powieścią polską drugiej połowy XIX w., na wydziale filozoficznym Uniwersytetu Berlińskiego. W taki sposób żołnierze – studenci mogli się kształcić podczas wojny. Dla Arkadego była to nie tylko kontynuacja marzeń i rozwój zainteresowań ale odskocznia i przeciwwaga do tego, co działo się wokoło. Okropieństwa wojny przerosły bowiem najśmielsze wyobrażenia.

Z wypożyczalni w Poznaniu zamówił cały stos książek i w wolnym czasie od służy pilnie je studiował. Z dala od domu zawsze był jednak myślami z matką i ojcem. Wojna nie oszczędziła drukarni ojca, która w tym czasie bardzo podupadła. Zamówień było mało, wobec czego ojciec nie był w stanie uiścić wszystkich rat za urządzenia drukarskie, które zostały zabrane przez fabryki w Lipsku. Antoniemu Fiedlerowi zostały stare przyrządy i aparaty. Do tego wszystkiego doszły jeszcze kłopoty ze zdrowiem. Arkady będąc na froncie bardzo przeżywał to co działo się w domu, a najbardziej niepokoił się o ojca. Od czasu napisania Prerii nie sięgnął po pióro. Robi to na froncie, z bólu, niemocy i rozpaczy. Przeczuwając, że może zdarzyć się najgorsze, pisze do ojca list – elegię, którego jednak nigdy nie wysłał:


„Ojcze, nie odchodź ode mnie,

nie zostawiaj mnie samego,

potrzebuję ciebie!


Tato, mieliśmy naszą rzekę

i były wspólne dęby, łąki i starorzecza.

Razem radośnie patrzeliśmy na świat,

a ty uczyłeś mnie wyobraźni

i razem marzyliśmy o Amazonce.

Tato, nie odchodź ode mnie,

dopóki nie spłacę ci długu,

jaki u ciebie na życie zaciągnąłem,

a spłacę ci, gdy zmężnieję.

Nie zostawiaj mnie samego!”[3]


Na szczęście ojciec wrócił jednak do zdrowia, a jego zakład choć bardzo uszczuplony, prosperował w dalszym ciągu. Wprawdzie do pomocy Zatrudniał już tylko jednego ucznia a większość obowiązków spadała na niego. Nawet w tych ciężkich czasach dom Fiedlerów stał zawsze otworem dla przyjaciół i rodziny. Zamieszkały tam dwie kuzynki Arkadego wraz ze swoimi małymi córeczkami, bowiem ich mężowie również znaleźli się na froncie. Jedna z nich, Zosia Nawrocka we wspomnieniach opisała dom Fiedlerów tak: „Brama była otwarta cała noc i goście mogli Przychodzić kiedy chcieli… Wieczorami było często rojno, wśród gości oczywiście sami przyjaciele, i ci z cyganerii. Maciej Wierzbiński, Kazimierz Grus, Sonnewendt, Redaktor Żniński, architekt Kazio Ruciński itd… Tak wspominam serdecznie ten dom, który był dla nas, Luci, mnie i naszych córeczek, prawdziwa przystanią...”[4]

W 1917 r. powstaje w Poznaniu dwutygodnik „Zdrój”,[5] czasopismo poświęcone sztuce i kulturze umysłowej, a zwłaszcza programowo związane z polskim ekspresjonizmem. Czasopismo skupiało starszych i młodszych pisarzy z całego kraju: Poznania, Warszawy, Krakowa, Lwowa. Współpracowało nie tylko z literatami ale także z malarzami i grafikami. Właśnie na łamach poznańskiego „Zdroju” w 1917 r. ukazuje się cykl poematów prozą Czerwone światło ogniska. Stanisław Przybyszewski w listach do Jerzego Hulewicza na temat młodzieńczej twórczości  Fiedlera pisze następująco: „Rzeczy Fiedlera są istotnie bardzo piękne (…) Drukuj pan bez namysłu.”[6]Tam też w 1920 r. zostało opublikowane najwybitniejsze osiągnięcie polskiego ekspresjonizmu Hymny Wittlina.[7]

J. Ratajczak, autor książki, Gdy Warta wpadała do Ukajali, na temat poematów Czerwone światło ogniska, wyraża następującą opinię: „Dostrzegałem w nim udaną parabolę sytuacji rewolucyjnej tamtych lat, bezwiedne odczucie podszytych ogniem czasów, czego wyrazem było owo młode zbuntowane wezwanie „Roznieć ognisko, towarzyszu!”, po co zwlekasz, wszak jest to „ostatnie konającego dnia westchnienie” i tam gdzie mroki „pełzały leniwe, teraz światło skrzesiło nowe światy… Zaiste, dziwnych cudów dokonał ogień!”[8]

Arkady Fiedler stopniowo dojrzewa do pisarstwa, próbuje szukać i kształtować własny styl, w którym zawsze będzie przeważał emocjonalny stosunek do przyrody – widoczna będzie jego pasja wędrowca – podróżnika i choć będzie to proza, to zawsze gdzieś tam doszukać się będzie można mgiełki poezji.

Dom Fiedlerów to nie tylko miejsce kulturalnych spotkań i towarzyska sielanka, ale także miejsce, gdzie rozegrały się ważne wydarzenia historyczne. Tam właśnie w początkach listopada 1918 r. odbyły się spotkania odnośnie zbrojnego powstania w Poznaniu. Kiedy powstanie wybuchło Arkady Fiedler brał w nim czynny udział, był także jednym z czołowych działaczy, Polskiej Organizacji wojskowej na terenie zaboru pruskiego.[9]

Sytuacja polityczna w Wielkopolsce z wolna wracała do normy. Arkady Fiedler z rozrzewnieniem wspomina pierwszy wolny maj po odzyskaniu niepodległości, a zwłaszcza historyczny dzień „3 maja, kiedy to na Ławicy odbyła się imponująca defilada kilkunastu tysięcy świetnie się prezentujących żołnierzy wielkopolskich na oczach niemal całej ludności Poznania, pozostanie w sercach Poznaniaków do końca życia. Znowu tysiące Polaków i Polek nie mogło powstrzymać się od łez radości i wzruszenia. Oczywiście na Ławicy byli także moi rodzice, ojciec i matka, by cieszyć się defilującym synem.”[10]

Te piękne przeżycia zostały wkrótce zmącone. Piątego maja 1919 r. nastąpiło najboleśniejsze dla Arkadego wydarzenie, zmarł jego ojciec. Odszedł nagle i miał tylko pięćdziesiąt lat. Arkady stracił największego przyjaciela. W swoich późniejszych wspomnieniach pisze: „poczułem się strącony w potworną przepaść; komórki mózgowe nagłego bólu przestały pracować i katastrofa wydała się niemożliwa, nie do przyjęcia. Ale okropny fakt pozostał faktem.”[11] Ojciec został pochowany na cmentarzu na Dębcu, oprócz rodziny żegnało go wielu bliskich przyjaciół i znajomych. Był nie tylko niezwykłym człowiekiem, ale także niezwykłym ojcem. Niewielu rodziców może doczekać się od swoich dzieci takich słów wypowiadanych z głębi serca. „Mnie ukochał najszczytniejszą miłością, jaką ojciec może darzyć swego syna: uważał mnie za swego kolegę, wiernego druha, sprzymierzeńca w życiu i powiernika.”[12] Po wielu latach, kiedy dojrzały Arkady retrospekcyjnie popatrzy na śmierć swojego ojca stwierdzi: „Chyba nie zostawił mnie samego. Zawsze pozostał przy mnie. Był ze mną nad Amazonką i Ucayali, był w Kanadzie, na Madagaskarze, w Gwinei, w Gujanie. Nauczył mnie kochać świat, ludzi, zwierzęta, drzewa, rzeki.”[13]









[1] G. Cius, Podróż rodzinna, „Dziennik Zachodni”, nr 50, 10-12, s.8
[2] A. Fiedler, Mój ojciec…, s. 146
[3] Ibidem, s. 149
[4] Ibidem, s.150
[5] Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny, red. J. Krzyżanowski, Cz. Hernas, t. II Warszawa 1985, s. 678
[6] J. Ratajczak, Gdy Warta…, s. 129
[7] Literatura polska…,, s. 679
[8] J. Ratajczak, Gdy Warta…, s. 130
[9] B. Tylicka, Arkady Fiedler, WSiP, Warszawa 1989, s. 51
[10] A. Fiedler, Mój ojciec…, s. 195
[11] Ibidem, s. 196
[12] Ibidem, s. 197
[13] Ibidem, s. 198


Portret ojca, Antoniego Fiedlera - obraz olejny pędzla K. Szmyta






7 komentarzy:

  1. Pięknie się czyta o tak wielkiej miłości w rodzinie. Wydaje się, że dzięki ojcu, jego wsparciu, był takim a nie innym człowiekiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co wynosimy z rodziny, to nasze korzenie na całe życie, pozytywne wzorce zawsze procentują...

      Usuń
    2. Dokładnie tak :) Pozdrowionka :***

      Usuń
  2. I'd like to find out more? I'd care to find out
    some additional information.

    Visit my web page :: bet angel free

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i odwiedziny. Możesz również zapraszać mnie na swojego bloga (nie uważam, że jest to coś niestosownego). :)
Zapraszam Cię również do witryny obserwatorów. To jest w końcu blog więc bloguj lecz się nie blokuj :)