Święta Wielkanocne są pełne zadumy, refleksji ale też radości i nadziei. Czas Wielkiego Postu ma swoją wymowę i sprzyja retrospekcji we własne życie. A to nasze życie jest kruche i choć dużo zależy od nas to są sytuacje i zdarzenia, na które nie mamy wpływu... albo jesteśmy bezsilni.
Mimo całego zadumania muszę przyznać, że w tym wyjątkowym czasie bardzo często myślałam o Basi - koleżance blogerce, którą znam tylko z wirtualnej rzeczywistości. Nie raz robiąc jakieś rzeczy popłynęła mi łza i ścisnęło się serce. Trudno pojąć sens takiej straty jakiej ona doznała. Ziemskie życie będzie zapisywać dla Basi nowe karty, zupełnie inne. I to ona musi się zmierzyć, z bólem i nauczyć żyć na nowo. Mimo współczucia i płynącego czasu, pęknięte serce pozostanie i ty Basiu w tym wszystkim musisz odnaleźć się od nowa...Poukładać bezsens, który cię otacza i uwierzyć, że Anioły przychodzą na ziemię na krótko, ale są na zawsze z nami. Jednym z nich była Twoja Córka.
W okresie Wielkiego Postu nasłuchałam się wielu historii. Ludzie czasem potrzebują w biegu codzienności porozmawiać. Tak bez zobowiązań, bez krytyki i dobrych rad. Przysiąść, przytulić się, wypłakać, poczuć ciepło ręki i bliskość drugiego człowieka.
Jak wielu jest wśród nas uwikłanych w zawiłe życie, w związki bez przyszłości, które są toksyczne i zabijają powoli...w przemoc domową, w życie z alkoholikiem pod jednym dachem, w pracę, która jest ciężarem i nie daje radości...w marzenia, które ciągle są w zawieszeniu i są marzeniem, bo człowiek nie może stanowić o sobie i stawia siebie na szarym końcu... Nasłuchałam się tylu opowieści... może dlatego, że wolę słuchać drugiego człowieka niż mówić o sobie...
***
Muszę przyznać, że na każde Święta jestem "umordowana" do granic możliwości. I nie chodzi tu o porządki, bo te robię na bieżąco i nigdy nie dam się wciągnąć w przedświąteczny wir porządkowego szaleństwa. To, że w kuchni robię większość rzeczy dla całej rodziny sama, to mój wybór i nie narzekam. Jak na razie lubię takie zmęczenie i daję radę.
Z blogosfery wiecie więc o moim wielkanocnym święcelniku, barszczu na zakwasie, buraczkach Mikołaja Reja, torcie wielkanocnym - kruchym jak szczęście, mazurkach, pasztetach... I to wcale nie jest tak, że jedzenie jest u nas najważniejsze. Ono jest tylko dodatkiem to rodzinnego stołu, wokół którego zasiada rodzina. Wiele na nim tradycyjnych potraw, które wymagają czasu i dopieszczenia. Kiedy je jednak przygotowywać? To Święta są magią i czasem, który zapada w pamięć i zapisuje kolejne kartki rodzinnej historii.
W pierwszy dzień Świąt w naszym domu robimy uroczyste śniadanie około godziny dziesiątej. Przedtem wszyscy idą do kościoła. Rozpoczynamy śniadanie od modlitwy i życzeń. W trakcie śniadania dzieci "wyczekują" wielkanocnego zajączka. Nie wiem czy ta tradycja jest znana w całej Polsce ale na Śląsku z pewnością. Zajączek dla dzieci przynosi prezenty pod krzaki lub drzewka obok domu.
W pewnym momencie - pod koniec śniadania - odwraca się uwagę dzieci w kierunku okna z okrzykiem - O, zajączek tam przemknął! Czy ktoś widział zająca?
Dzieci biegną do okna, a ktoś z dorosłych w drugiej strony domu chowa pod krzakami prezenty dla dzieci...
Radość szukania i znalezienia jest jedyna i niepowtarzalna. Prezenty rozpakowywane są w domu a okrzyki radości sa niepowtarzalne i bezcenne. I wcale tu nie chodzi o "wielkość" prezentów ale sam fakt znalezienia i otrzymania. U nas dzieci dostają dużo książeczek i kreatywnych zabawek albo takich, które są "potrzebą wieku".
W pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych nie robimy obiadu, bowiem czas śniadania "przeciąga" się u nas do godziny co najmniej pierwszej. Późnym popołudniem podajemy smażoną białą kiełbasę w piwie i każdy degustuje to na co ma jeszcze ochotę.
Na wielkanocnym śniadaniu było szesnaście osób, które są moim życiem, które kocham bezgranicznie i są w moim życiu na pierwszym miejscu... zawsze zrobię dla nich wszystko.
Jestem wdzięczna, że mogę ich mieć obok siebie, patrzeć jak rosną, realizują swoje marzenia, budują krok po kroku swoje rodziny i mierzą się z trudną rzeczywistością...
Codzienność jest zabiegana i skomplikowana. Tak niewiele mamy czasu na to co naprawdę kochamy... Lubię się "umordować" na Święta aby mieć obok siebie tych, których kocham. Nie wiem czy tradycja, którą wyniosłam z domu przetrwa w ich rodzinach i jak zapamiętają chwile spędzone razem? Dla mnie to dar od życia. Cenię, celebruję i chowam w najdalszych zakątkach serca. Łatwiej żyć z takim "bogactwem" kiedy życie da kopa i kiedy brakuje sił a kolejne czarne chmury zasłaniają błękit nieba i słońce...
***
Kochani, życzę Wam radości z codzienności. Sensu w każdym dniu
i miłości, która uskrzydla i buduje to co ważne i bezcenne.
Niechaj piękne chwile codzienności składają się na niepowtarzalną mozaikę Waszego życia.
Radosnego Alleluja
Ciasteczka wielkanocne piekłam i zdobiłam z dziećmi. To chwile - motyle. Za rok będą zupełnie inne a może ich nie być wcale, dlatego są tak cenne, że są.
To najstarsi członkowie rodziny (w środku czwarte pokolenie) - przy wielkanocnej modlitwie
Wspaniały wpis, życzenia świąteczne dla całej Twojej rodziny :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, zdrówka radości i samych pyszności :*
OdpowiedzUsuńJakie wspaniałości! Przepiękne zdjęcia. Zdrowych radosnych świąt:)
OdpowiedzUsuńTo niepowtarzalny czas, jak zresztą wszystko. Tych chwil nie da się "skopiować :)
OdpowiedzUsuńSpokoju i radości, Alelluja!
Piękny tekst. Cieszmy się z tych Świąt, dobrze je przeżyjmy, odpoczywajmy, spędzajmy miło czas z rodziną. To bardzo ważne. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPięknie napisałaś Avo. Z przyjemnością przeczytałam Twój post. Bo takie normalne, zwyczajne rzeczy o których piszesz cieszą najbardziej. Ja też wychowałam się w takim właśnie duchu, w takim klimacie, w takim domu. Tak wychowałam moją córkę i teraz moja córka przekazuje to swoim córkom. Tegoroczne święta spędziliśmy u nich w domu. Niestety teraz zabrakło mojego ukochanego Taty. I tak podobnie, jak u Ciebie jest szukanie prezentów od zajączka... I ta radość, która maluje się na buziach dzieci cieszy najbardziej. Ale przedtem malowanie pisanek, pieczenie babeczek... Jakie cudne są te święta.
OdpowiedzUsuńAvo, święta jeszcze trwają... niech będą do końca szczęśliwe, radosne i rodzinne dla Ciebie i Twoich bliskich :)
Great post!
OdpowiedzUsuńKOchana, jesteś fantastycznym, ciepłym człowiekiem i mam wielką nadzieję, że w końcu uda Nam się poznać "na żywo". Cieszę się, że spełniłaś dobre Święta.
OdpowiedzUsuńNaprawdę piękny spojrzeć na zdjęciu.
OdpowiedzUsuńCudowny post, pełen nadziei, miłości i tego co warte w te i każde inne święta. Wspaniale jest spędzać ten czas z dziećmi, wnukami, rodzicami, rodzeństwem. Zwyczaj z zajączkiem nie jest znany na lubelszczyźnie.
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością przeczytałam ten post. Zawsze z wielką czułością piszesz o rodzinie a w sposób szczególny o wnukach. Czuję tę radość i miłość jaka panuje w Twoim domu. Wychowałam się na lubeszczyźnie - tam prezenty od zajączka nie były znane. Ale rozczuliło mnie jedno słowo "umordowana" ( nie zmęczona). Tak mówimy z siostrą do tej pory. I właśnie dotyczy to wszelkich przygotowań do świąt, spotkań rodzinnych. I to jest takie radosne umordowanie.
OdpowiedzUsuńMasz piękną rodzinę, cudowne Wnuki, więc się nie dziwię, że celebrujesz każdą chwilę. Mam podobne podejście, dla dzieci i wnuków mogę się śmiertelnie zmęczyć:-)
OdpowiedzUsuńZajączka u nas nie było, nie znamy tego zwyczaju, a szkoda bo jest piękny.
Wspaniała atmosfera świąt :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz :)
OdpowiedzUsuń